Informator turystyczny
Szlaki
Przewodnik
Flora i fauna
Aktualności
Bibliografia
Miejscowości
Miejscowości widmo
Ścieżki przyrodnicze
Ścieżki dydaktyczne
Rezerwaty
Karpaty słowackie
Historia
Beskid Niski
Zaloguj
Licznik odwiedzin
![]() | Dziś | 333 |
![]() | Wczoraj | 628 |
![]() | Razem | 3327882 |
Spotkania z zwierzętami |
Wpisany przez Redakcja | |
Żmija zygzakowata Mamy nową hucpamakabrę, a raczej wraca jak bumerang rzekomy problem żmij w naszym regionie. Rzekomy albowiem żmija zygzakowata jest częścią naszej rodzimej przyrody, ma prawo żyć obok nas. Wbrew obiegowym opiniom te węże nie atakują bez powodu. Ze żmijami spotykam się od dziecka, kilka razy miałam z nimi zbyt bliski kontakt, ale na szczęście nic mi nie stało się. Raz wypłoszona przez psa żmija przesunęła mi się po gołej stopie, a drugim razem na Połoninie Caryńskiej zeszłam wiosną w wiadomym celu ze szlaku i znalazłam się na carynce na której wygrzewało się tak z kilkadziesiąt żmij, które opuściły zimowe kryjówki. Cześć była na kamieniach powyżej moich butów, wiele podniosło główki. Nie poruszałam się dość długo, grupa musiała czekać na mnie aż gady uspokoiły się. Jak mamy zachować się, aby żmije nas nie ugryzła? Wiadomo bowiem, że najważniejsza jest profilaktyka. Przede wszystkim nie prowokujemy gada, nie szturchamy go butem, nie bierzmy w rękę itd., pozwólmy mu uciec na nasz widok. Węże na szlaku spotykamy sporadycznie, one wyczuwają drgania podłoża i uciekają przed nami. Chodzimy ścieżką, sprawdzamy, gdzie siadamy (w Bieszczadach nie raz żmija ugryzła turystę, gdy na nią siadał lub panie, które robiły siusiu), przed wejściem w borówczyska, czy trawy tupiemy nogami, aby je wypłoszyć. Nosimy górskie buty kryjące kostki, nie wchodzimy w miejsca, gdzie jest dużo kamieni. Węże lubią się tam wygrzewać. Jak zachować się po dziabnięciu przez żmiję. Przede wszystkim nie panikować. Ugryzienie jest bardzo niebezpieczne dla alergików, nie z powodu toksyn ale wstrząsu, uczulenia oraz dla małych dzieci - duże stężenie jadu na 1 kg masy ciała i małych zwierzaków, przede wszystkim psów. 50 % ugryzień to są tzw. suche, czyli żmije nie wprowadzają jadu. Należy pamiętać, że każdy z nas będzie inaczej reagować na jad. Cześć osób źle poczuje się, ale część będzie wymagać hospitalizacji. Zawsze należy skontaktować się z lekarzem, w górach z GOPR. Poszkodowanego uspokajamy, solą fizjologiczną obmywamy rankę, nakładamy na nią jałowy opatrunek. Nie rozcinamy rany, nie wysysamy, nie dajemy opasek. Zdejmujemy z poszkodowanego biżuterię, wszystko co może uciskać. Zdecydowana większość poszkodowanych puchnie. Czekamy na przyjazd lekarza. Żmije charakteryzuje duża zmienność osobnicza, tzn. mamy osobniki w trzech odmianach barwnych: szarej, brązowej i czarnej. Mimo, że jak każde dzikie zwierze dobrze maskują czasami możemy je zobaczyć wygrzewające się na stoach kamieni, asfalcie, drodze. Wtedy oczywiście je omijamy lub jak nie ma innego wyjścia wypłaszamy tupiąc nogami. Na warsztatach albo prowadząc grupę często widzę mówiąc wprost idiotyczne zachowania ludzi. Żadnego zwierzęcia nie otaczamy kołem, zagrożone będzie zawsze bronić się. Żmiję rozpoznajemy po krępej budowie ciała, charakterystycznej główce z okiem z pionową źrenicą, a przede wszystkim po tzw.wstędze kainowej, wyraźnym u osobników szarych i brązowych zygzaku.
Fot. Jacek Bis http://jacekbis.blogspot.com/ Na zdjęciu są dwa osobniki, ten z niebieskimi oczyma jest w trakcie wylinki.
Niedźwiedź brunatny 9 marca 2017 r. Dochodzi do bliskiego kontaktu, niedźwiedź atakuje. Mimo iż rany są czasami poważne to jednak drapieżnik kontroluje swój atak, nie chciał zabić, ale wypłoszyć, wystraszyć intruza. Pamiętajcie o jednym pazury niedźwiedzi mają od 3 do 7 cm długości, jego kły są stworzone do rozszarpywania, a uderzeniem łapy zwierzak jest w stanie przerwać kręgosłup żubrowi czy krowie. Najczęściej atakuje samica w obronie swoich młodych, należy pamiętać, że maluchy mogą znajdować się i ze sto metrów od matki, zwierzęta ranne i zaskoczone, którym odcięto drogę ucieczki lub te które bronią swego pożywienia. Taka sytuacja zdarzyła się w 2008 r. w okolicach Jeziora Solińskiego, kiedy poszukiwaczka poroża dosłownie weszła na młodego niedźwiedzia spożywającego padlinę. Doszło do braku międzygatunkowego porozumienia, kobieta swoim zachowaniem zasygnalizowała zwierzęciu chęć odebrania jedzenia, a potem gdy on postawił drabinę to odwróciła się do niego plecami i zaczęła uciekać. To spowodowało atak. Kilka lat temu poszukiwacz poroża wjechał na nartach do gawry niedźwiedziej, a żądny wrażeń turysta włożył głowę do gawry w której przebywał drapieżnik. To tylko kilka przypadków ataku. Jak należy się więc zachowywać? Przede wszystkim unikać kontaktu, nie wchodzić do ostoi, nie penetrować tzw. ciepłych lasów np. iglastych młodników, w których często są barłogi niedźwiedzi. Idąc obok miejsc, gdzie mogą znajdować się drapieżniki należy zachowywać się głośno, tak aby zwierzak mógł nas usłyszeć. Moim zdaniem można także kierować się naszymi zmysłami: węchem i słuchem. Niedźwiedzie niekiedy można wyczuć, niezbyt przyjemnie pachną lub usłyszeć jak pomrukują. Najczęściej można zobaczyć niedźwiedzie jak żerują na malinisku, borówczysku lub objadają się grzybami, orzechami laskowymi lub bukwą. Należy wtedy spokojnie wycofać się. Nie wolno wykonywać gwałtownych ruchów, odwracać się plecami i uciekać. Miałam kilka razy przyjemność stanąć oko w oko z młodym niedźwiedziem, w tym kilka razy na na grzybobraniu. Towarzyszą takiemu spotkaniu bardzo silne emocje, także strach. Oczywiście nic złego nie stało się ani mi, ani mojemu psu. Niedźwiedź wycofał się w swoją stronę, my w swoją. Proszę pamiętać, że każde zaniepokojone zwierzę dzikie, czy domowe, kiedy zasygnalizuje mu się brak agresji przeważnie nie atakuje. Ono nas równie się boi jak my jego.
Fot. Jernej Prosienecky
Ostatnio w regionie doszło do bliskich spotkań z niedźwiedziami. Tak o jednym z nich pisze Jernej Prosienecky "Codziennie ryzykuję w pracy, już praktycznie po wyjściu z samochodu, bo wielu rzeczy nie da się przewidzieć. Cóż... taka branża, taka profesja, ot praca w lesie. Dosłownie w lesie i dla lasu, nie w biurze n-ctwa, nie jako leśniczy, który dzisiaj siedzi w papierach, tylko jako drwal w deszczu, mrozie, śniegu przy pniu. Taki mój chleb powszedni. Wracając do sytuacji z niedźwiedziem.. Jak się nie ma długiego obiektywu, to niestety trzeba podejść i nie ma tutaj żadnej większej rozkminy. Zdaje sobie sprawę czym może pachnieć spotkanie z niedźwiedziem i niekoniecznie musi być to coś przyjemnego. Natomiast nigdy nie podjąłbym ryzyka dla głupiego zdjęcia, jeżeli nie miałbym choć cienia pewności, bo 100% nigdy nie ma, gdyż zwierze jest nieprzewidywalne. Podchodziłem powoli, stopniowo, cały czas obserwując i badając jego reakcje i oswajając go ze swoją obecnością. Oczywiście była w planach także ew. droga ewakuacji i nie w charakterze sprintu lecz wspinaczki na pobliskie drzewo. Opłaciło się w tym wypadku, bo niedźwiedziowi nie przeszkadzała później moja obecność. Widocznie taki , a nie inny charakter i był tego dnia dobrze usposobiony.. Następnym razem może być taka sytuacja np. w której niedźwiedź już na większym dystansie będzie dawał wyraźne ostrzeżenia i da człowiekowi do zrozumienia, że tym razem trzeba po prostu zrobić zdjęcie oczami, z aparatem w reku i powoli zejść z drogi.. Ile niedźwiedzi tyle charakterów takie moje zdanie. Czy to był wyczyn? Niech każdy sobie odpowie po swojemu.. Dla mnie to było raczej piękne uwiecznione przeżycie, bo pomimo że takie pospolite to i tak wielce nietuzinkowe. PS: Kto przeżył, ten wie o czym mówię"
Fot. Jernej Prosienecky
Podloty (piklęta) Znany podkarpacki ornitolog Przemysłąw Kunysz stwierdził: "Zachować w spokoju. W żadnym wypadku nie ingerować, rodzice są w pobliżu. Można ptakowi dyskretnie przyjrzeć się, sprawdzić czy to podlot. Młode można poznać po upierzeniu, krótkim ogonku, żółtych zajadach w kącikach dzioba. Dorosłemu ptakowi, gdy widzimy, że jest kontuzjowany, ewidentnie chory należy pomóc. Można skontaktować się z weterynarzem, albo zawieźć do kliniki Fedaczyńskich https://www.facebook.com/dzikiezwierzataprzemysl?fref=ts Podobnie twierdzi znany fotograf przyrody Mariusz Strusiewicz: "W tym okresie często spotykamy młode zwierzęta. Zarówno ptaki jak i ssaki. Zasada jest ta sama: nie dotykamy, nie interesujemy się, nie zbliżamy. Młode ptaki, nie ważne, czy to sowa czy też nie już próbują swoich sił, uczą się latać, oczywiście pod nadzorem rodziców. Obok takiego malucha zawsze są rodzice, podlot jest karmiony i kontrolowany. Należy pamiętać o tym, że sowy są potencjalnie niebezpieczne i dorosłe osobniki atakują w obronie swoich małych. Znam osobiście kilka takich przypadków. Mojemu koledze podleśniczemu Olafowi sowy uralskie pokieraszowały nieźle kark. Sowy uszate podobnie zachowują się. Poza tym podloty sów świetnie sobie radzą. Potrafią wspinać się jak koty, za pomocą dzioba i ostrych pazurów bardzo szybko wspinają się na drzewo. Pamiętajcie, że instynkt macierzyński czy rodzicielski zwierząt jest bardzo silny. One zawsze są w pobliżu młodych. Wyobraź sobie taką sarnę. Jest z młodym, karmi jedno, ale nasłuchuje, czy drugie młode nie jest w niebezpieczeństwie. Wystarczy naśladować głos młodego wzywającego pomocy aby matka od razu rzuciła się na pomoc. Strategia przetrwania tego gatunku jest następująca: młode rodzi się bez zapachu, drapieżniki nie są w stanie ich wyczuć. Matki zostawiają małe np. w w polu, dobrze ukryte w trawie, przychodzą tylko na karmienie, ale zawsze są w pobliżu. W razie zagrożenia koza odciąga drapieżnika czy człowieka od miejsca, gdzie jest młode. Biegnie w drugim kierunku. Gdy spotykamy młode sarny w żadnym, ale w żadnym wypadku jej nie dotykamy. Dotknięte młode zostanie odrzucone przez matkę i umrze w cierpieniu, przeważnie z głodu."
Fot. Jacek Bis Pluszcz http://jacekbis.blogspot.com/2016/04/pluszcz-i-mae-pluszczyki.html
.
.
.
..........
...........
..
|