Angielska firma Howden & Company założyła w 1893 r. obok stacji kolejowej w Olszanicy „Anglo-austryacką fabrykę beczek”. Jej właścicielami byli James Howden z Glasgow i Allan z Belfastu. Zakład produkował jednak nie beczki sensu stricto, ale baryłki na ropę naftową. Pełnomocnikiem spółki i kierownikiem fabryki był Robert Waldeck pochodzący z Hanoweru, który jako długoletni pracownik galicyjskich kopalń ropy naftowej stał się pomysłodawcą powstania takiego zakładu w powiecie leskim. On też odszukał inwestorów skłonnych wyłożyć pieniądze na to przedsięwzięcie. Robert Waldeck kierował m.in. kopalniami ropy naftowej w Polanie i Łodynie. Oprócz tego warto wspomnieć, że jego teściem był Ernst von Kronnenfeld, przybyły z Południowej Afryki właściciel majątku ziemskiego w Solinie w drugiej połowie XIX w. Założona w Olszanicy fabryka, produkując tanie baryłki, miała pokrywać zapotrzebowanie przemysłu naftowego w Galicji. Fabryka oparta była na wzorcach kanadyjskich i amerykańskich, z którymi zapoznał się Robert Waldeck w trakcie podjętej w tym celu podróży do Kanady i Stanów Zjednoczonych. W 1895 r. firma uzyskała zwolnienie z dodatków do podatków. Stało się to na mocy ustawy Sejmu Krajowego z 1893 r. o ulgach podatkowych dla przemysłu. Jak widać galicyjski Sejm i Wydział Krajowy dostrzegały w inicjatywie firmy Howden & Company szanse na rozwój gospodarczy tej części Galicji. Artykuł w „Gazecie Lwowskiej” z marca 1899 r. szczegółowo opisywał cykl produkcyjny olszanickiego zakładu od wycięcia drzew w okolicach Soliny, aż po montaż gotowych baryłek. Opis nowoczesnej fabryki parowej sprzed niemal 120 lat wydaje mi się interesującym uzupełnieniem historii gospodarczej Bieszczadów. W związku z tym pozwoliłem sobie na przytoczenie niemal w całości wspomnianego artykułu.
"Już w marcu 1895 r. rozpoczęła olbrzymia przenośna piła amerykańska, poruszana również przenośną maszyną parową swą pracę w wielkim lesie bukowym w Solinie pod Ustrzykami Dolnemi. Jest to po prosty amerykański przenośny tartak parowy, który obsługiwany przez biegłych amerykańskich robotników może wyprodukować dziennie 8 do 10 tysięcy klepek. Takich pił parowych urządzono dotychczas sześć, a każda z nich, obsługiwana krajowymi robotnikami, wyrabia do 6000 klepek dziennie. Po osiągnięciu tego rezultatu okazało się zbytecznem dalsze sprowadzanie i zatrudnianie drogiego amerykańskiego robotnika, którego zastąpił choć jeszcze mniej wprawny, lecz znacznie tańszy robotnik miejscowy (…) Jedna piła bębnowa obrabia dziennie 10 sągów szczapowego drzewa bukowego, oczyszczonego z gałęzi; do przygotowania tego materiału potrzeba 20 wprawnych rębaczy, zaś do obsługi samejże piły potrzebny jest 1 maszynista, 1 palacz, 8 dorosłych robotników 8mioro dzieci do układania klepek w stosy i odnoszenia odpadków trocin i trzasek. Na wyrób jednej beczki zużywa się 14 stóp sześciennych surowego drzewa bukowego. Tak wyprodukowane klepki suszą się przez kilka miesięcy w lesie, pod gołem niebem, potem przewiezione do fabryki, przez dalszych sześć miesięcy, również na wolnem powietrzu, ułożone w stosy, następnie w trzech umyślnych szopach złożone, czekają klepki i denka, w liczbie około pół miliona sztuki, na swe dalsze przeznaczenie. Z tych składów idą klepki i denka do pierwszej suszarni ogrzewanej rurami, po czterech dniach do drugiej suszarni o silnym przepływie gorącego powietrza na dalszych dni cztery, a stąd już wprost do fabryki. Przystosowane na ośmiu dużych strugarkach idą teraz do piły, która je obcina do jednakowej długości, następnie poddane działaniu pary dostają się pod prasę czyli giętarkę, która nadaje klepkom odpowiednie wygięcie. Teraz bednarze składają beczki, opasując je tymczasowymi obręczami, a maszyną wycinają w nich wątory czyli rowki do osadzania denek oraz wybijają otwór na czop. I znowu przychodzą beczki w ręce bednarzy, którzy nasadzają dnia i naijają żelazne obręcze główne, dalej już maszynowo obczyszczają beczki na zewnątrz umyślne strugarki, maszyny nabijają resztę obręczy, wylewają wewnątrz wrzącym klejem żywicznym i baryłka gotowa. Obecnie leży na składach w Olszanicy trzy miliony klepek i deszczułek na denka. Fabryka jest w stanie wyrabiać po 1000 baryłek dziennie i zatrudnić 1000 robotników. Ostatniej zimy dostarczała fabryka tylko po 500 beczek dziennie i zatrudniała 500 robotników, obecnie zaś zmuszoną była zastanowić ruch, bo wskutek ogromnego dowozu używanych beczek amerykańskich nie mogła fabryka wytrzymać tego współzawodnictwa, tracąc po 80 centów na sztuce. Cena beczki spadła bowiem z 3 zł. 30 ct. na 2 zł. 30 ct., a to w skutku zniesienia cła od beczek wchodzących do Austro-Węgier, które nadto doznają znacznej obniżki ceny przewozowej na kolejach żelaznych. Zmiany te poczynione w interesie austriackich i węgierskich rafinerii nafty fatalnie oddziałał na fabrykę w Olszanicy, która stoi i oczekuje załatwienia tej w zawieszeniu będącej sprawy celnej; są bowiem niemałe trudności pogodzenia rozlicznych, a sprzecznych interesów. Trudno dziś jeszcze przewidzieć, która strona odniesie zwycięstwo, ale wolno mieć nadzieję, że sprawy ułożą się korzystnie dla fabryki, która w lecie na nowo w ruch puszczona, zapewniłaby dobry zarobek licznej miejscowej ludności i podniosą wartość naszych niedostępnych lasów bukowych." ------------------------------------ Nawet jeśli założymy, że w powyższym, obszernie cytowanym artykule wyolbrzymiono możliwości produkcyjne oraz skalę zatrudnienia pracowników w olszanickiej fabryce, to warto pamiętać o funkcjonowaniu w naszym regionie takiego zakładu. Fabryka produkująca baryłki budziła w owym czasie również zainteresowanie specjalistów. Warto wspomnieć, że w 1898 r. odczyt poświęcony olszanickiej fabryce wygłosił inż. Bolesław Weryha Darowski (1839–1905) na jednym ze spotkań Towarzystwa Politechnicznego we Lwowie: „O fabrykacyi beczek naftowych w Olszanicy”. Tekst tego wystąpienia został opublikowany we lwowskim „Czasopiśmie Technicznym”. Fakt, że dziś tak niewiele wiemy o olszanickiej fabryce każe nam przypuszczać iż wbrew nadzieją niepodpisanego autora artykułu z „Gazety Lwowskiej”, galicyjski przemysł przegrał w starciu ze sprowadzanymi z Ameryki baryłkami. Sprawa wymaga jednak dalszej kwerendy bibliotecznej i archiwalnej, która może dostarczyć kolejne informacje na temat dziejów „Parowej fabryki beczek naftowych w Olszanicy”.
Fot. Ewa Dudzińska-Szybowska

............
.................
..........
|