Informator turystyczny
Szlaki
Przewodnik
Flora i fauna
Aktualności
Bibliografia
Miejscowości
Miejscowości widmo
Ścieżki przyrodnicze
Ścieżki dydaktyczne
Rezerwaty
Karpaty słowackie
Historia
Beskid Niski
Zaloguj
Licznik odwiedzin
![]() | Dziś | 329 |
![]() | Wczoraj | 453 |
![]() | Razem | 3296627 |
Chmiel |
Wpisany przez Lucyna Beata Pściuk | |||
Chmiel to dość duża osada malowniczo położona w żyznej dolinie Sanu u stóp zalesionego Otrytu zwanego "niedźwiedziowym pasmem". Była niegdyś znana z urodzajnej ziemi, miała charakter rolniczy, ale obecnie zmienia swój charakter na turystyczny. Znana jest w światku turystycznym przede wszystkim z pięknej cerkwi, cudem ocalałej zarówno z powojennej zawieruchy jak i z groźby jej spalenia w czasie kręcenia zdjęć do filmu "Pan Wołodyjowski" oraz z bardzo malowniczego koryta Sanu, który nosi tu miano "chmielowskich kaskad".
Fot. Ewa Dudzińska-Szybowska
Chmiel nie jest miejscowością zbyt popularną wśród turystów. Przez wieś przebiega droga Smolnik-Zatwarnica. Ilość połączeń jest imponująca, tu non stop kursują autobusy, tak jeden za drugim co kilka godzin. W weekend poza sezonem jest bardzo duży problem z wydostaniem się z miejscowości. Busy tu nie kursują. Nie ma tu też szlaków, jest tylko ścieżka dydaktyczna Dwernik - Otryt - Chmiel łącząca wieś ze szlakiem niebieskim na Otrycie i popularnym schroniskiem Chata Socjologa.
Fot. Beata Kalitan
Wieś leży na trasie znanego Szlaku Architektury Drewnianej, to jest trasa III a licząca sobie 43 km i na rowerowym Szlaku Ikon Ustrzyki Dolne-Chmiel o którym nic nie wiem. Ta okolica to raj dla koniarzy, przez miejscowość przebiega Bieszczadzki Szlak Konny PTTK. Chmiel słynie wśród miłośników zakapiorów ze stajni "U Prezesa". Przez miejscowość biegnie też szlak kajakowy "Błękitny San", ale to jest przedsięwzięcie wirtualne. Ostatnimi laty furorę wśród Kolegów fotografów przyrody robi nasz endemiczny geofit śnieżyca karpacka w ekotypie karpackim, ten odcinek Sanu słynie z łanów tego rzadkiego gatunku. Moim zdaniem najpiękniejsze połacie można spotkać w okolicy Chmiela.
Fot. Robert Mosoń Śnieżyca wiosenna
Polecam ścieżkę "Dwernik-Otryt-Chmiel", to jedno z tych miejsc, których mam niedosyt. Ścieżkę znam fragmentarycznie, moje pierwsze przejście było cudowne. To było szkolenie przyrodnicze, botaniczne prowadzone przez fitosocjologa Adama Szarego. Trasa bajeczna, ciekawa pod każdym względem, wiedzie przez południowe stoki Otrytu znanych z bioróżnorodności. Długo by wymieniać to tu można spotkać, to kraina ssaków i ptaków puszczańskich, ornitologiczny, herpetologiczny, entymologiczny, botaniczny, dendrologiczny raj. Z wyjątkowych rzadkości wspomnę tylko o wężu Eskulapa, żbiki, orły przednie. Na szkoleniu pogubiliśmy się, trasa wtedy nie była zbyt dobrze oznakowana i zaczęło się.
Fot. Maciej Bajcer
Jelenie, świeże ślady uczty wilków, tropy wielkich drapieżników, ptaki, bardzo dużo cennych roślin, to była bajka. Ścieżka wiedzie bardzo urozmaiconym terenem, nie tylko ładnym lasem, ale i łąkami, wąwozem, ma dwa punkty widokowe. Czas przejścia ok. 6 km to ok. 5 godz., różnica wzniesień 350 m. Trasa typu łatwy cud, miód i malina ma jednak na swoim koncie i wypadek śmiertelny. Kilka lat temu w czasie w sumie niezbyt ciężkiej zimy zamarzł tutaj młody chłopak idący ze wsi do znanego schroniska Chata Socjologa na Otrycie. Obecnie ścieżka jest dobrze oznakowana, wydeptana, częściej turystów można spotkać na jej odcinku Dwernik-Otryt.
Fot. Maciej Bajcer Chata Socjologa
Niewątpliwą atrakcją wsi jest bardzo malownicze koryto rzeki San wraz ze słynnym przełomem Sanu pod Chmielem i tzw. chmielowymi kaskadami. San w okolicy Chmiela przeciska się pomiędzy północnymi stokami masywu Połoniny Wetlińskiej, a pasmem Otrytu tworząc bardzo malowniczy przełom z pięknymi formami erozyjnymi w korytach skalnych ciągnącymi się na przestrzeni ok. 300 m. Można tu zobaczyć namiastkę słynnych ukraińskich porohów. Chyba w 2009 r. utworzono tu punkt widokowy odsłaniając część brzegu Sanu, organizując miejsce postoju z mini parkingiem, ławeczkami, koszami na śmieci. Berda, czyli formy erozyjne w korytach skalnych są jedną z wizytówek geologicznych naszego regionu. Niewiele osób wie, że nasze długie odcinki rzek o skalnym dnie są ciekawostką geologiczną i wyróżnikiem Bieszczadów na mapie geologicznej Polski. Bieszczady są częścią Karpat Fliszowych, zbudowane są ze skał osadowych, przede wszystkim twardszego piaskowca i szybciej ulegającego erozji łupka.
Fot. Robert Mosoń
Koryta skalne naszych rzek mają tzw. skrzynkowe profile poprzeczne o płaskim dnie i stromych, niezbyt wysokich brzegach. Na ich dnie tworzą się piaskowcowe grzędy skalne zbudowane z piaskowca zwane berdami. Berda mają różny kształt, grubość, ich budowa jest uzależniona od grubości i struktury piaskowca oraz układu spękań. Pomiędzy berdami dno jest obniżone, wycięte w łupkach. Najładniejsze berda w Sanie ciągną się na przestrzeni kilku kilometrów pomiędzy Dwerniczkiem, a Chmielem.
Fot. Ewa Dudzińska-Szybowska San w sąsiednim Dwerniku
Chmiel leży na terenie Parku Krajobrazowego Doliny Sanu będącego otuliną Bieszczadzkiego Parku Narodowego i na obszarze Natura 2000. To obszar ważny dla europejskiej sieci ochrony przyrody do tego stopnia, że powołano do życia trójstronny, transgraniczny polsko-słowacko-ukraiński Międzynarodowy Rezerwat Biosfery "Karpaty Wschodnie". W okolicy Chmiela znajdują się ostoje zwierzyny i korytarze ekologiczne.
Fot. Jernej ProsieneckyTrop niedźwiedzia
W Chmielu mieszkał przez pewien okres czasu pan Jerzy Janicki, autor świetnych bieszczadzkich opowiadań np. "Nieludzkiego doktora". Polecam je z całego serca. Więcej o tym pisarzu, dramaturgu, scenarzyści http://www.jerzyjanicki.pl/
Fot. Ewa Dudzińska-Szybowska
W okolicy dzisiejszego Chmiela nie odnaleziono śladów osadnictwa sprzed XVI w. Wieś lokowano na terenie tzw. państwa sobiańskiego po 1502 r. na prawie wołoskim na surowym korzeniu. Wzmiankowana w 1526 r. jako Chmyel posiadała jeszcze wolniznę. Pierwotnie należał do Kmitów, potem w drodze spadku po bezpotomnej śmierci Piotra Kmity i jego żony Barbary z Herbutów przypada Jadwidze z Stadnickich Tarłowej. W 1589 r. odnotowano w regestrze podatkowym 4 i 3/4 łana kmiecego, 1 łan wójtowski oraz 1.2 łana popowskiego. We wsi był młyn. Wieś następnie należała do Stanisława Stadnickiego i jego żony Heleny z Leśniowolskich, secundo voto Kiszkowej. W 1640 r. Chmiel był własnością rodziny Ustrzyckich. W II połowie przynależał do Dubrawskich. To z tego rodu wywodziła się Fieronia, ta która spoczęła pod słynną kamienną płytą. Bardzo ciekawie o tym pisze Maciej Augustyn i Jarosław Giemza w artykule "Kamienna płyta nagrobna Fieronii z Dubrawskich Orlickiej na cmentarzu cerkiewnym w Chmielu" zawartym w 12 numerze rocznika "Bieszczad". W 1844 r. przeszła z rąk Medarda Konieckiego w ręce Róży Gierowskiej. Wieś w następnych latach była kilka razy sprzedana. W 1868 r. liczyła 337 osób, było tu 1786 morgów, lasy stanowiły 42,72 %, były pola orne tabularne i włościańskie oraz łąki i ogrody oraz pastwiska.
Fot. Robert Mosoń Knieć błotna górska Knieć błotna górska (Caltha palustris L. subsp. laeta (Schott, Nyman & Kotschy) Hegi)
W 1895 r. mieszka tu 305 grekokatolików, 0 rzymokatolików, 3 rodziny żydowskie, w 1904 r. 357 grekokatolików, 0 rzymokatolików i 3 rodziny żydowskie. Nie było w Chmielu szkoły. W 1918 r. mieszkają tu nadal tylko sami grekokatolicy (413) i Żydzi. W pierwszym polskim spisie powszechnym także odnotowano tylko grekokatolików - 328 i Żydów - 8, we wsi był dwór, 57 domów, cerkiew. Chmiel rozrasta się, są trzy przysiółki. W latach 1939 r. przez wieś przebiegła granica, w latach 1945-1951 r. wieś znajduje się na terenie ZSRR. Wraca do Polski bez ludności w ramach akcji H-T. Po 1956 r. kilka rodzin tzw. ukraińskich wraca na swoją rodzinną ziemię.
Fot. Ewa Dudzińska-Szybowska
O powrotach Bojków na swoją ojcowiznę pisze Wojomir Wojciechowski w swoich wspomnieniach "Czarze Bieszczadów Opowiadaniach Woja": "Na samym początku mojego pobytu w Bieszczadach prawdopodobnie zimą z 1958 na 1959, niewielka garstka robotników mieszkająca w Chmielu wyjechała na święta. Wyjechał również leśniczy Marian Szynka, podobnie jak wielu spośród nas. Odległe od Lutowiska miejscowości pozostały z tej racji zupełnie bezludne. Leśniczy powrócił dobrze po Trzech Królach i stwierdził, że został usunięty ze swojej leśniczówki w Chmielu, a zamieszkali w niej jacyś ludzie. Wszystkie kwatery zostały zajęte, no nie wiadomo, co stało się. Trzeba było tam pojechać. Przecież to był cały dobytek leśny. Kwatery robotnicze faktycznie mieściły się w starych pobojkowskich budynkach. Niektóre zostały trochę odremontowane, a jeden najbardziej przypominający leśniczówkę, stojący w samym środku wsi, stanowił urząd leśniczego. Nadleśniczy dał polecenie jechać tam, zobaczyć, co dzieje się. Pojechałem z Kaziem Wiktorskim jako przedstawiciel nadleśnictwa. Wybrał się z nami również komendant posterunku policji Bolesław Adamski, postać bardzo oryginalna, którą warto wspomnieć, gdyż wpisała się w Lutowiska jako niezmiernie życzliwy wszystkim człowiek, który nigdy w życiu nikomu nie zaszkodził. A przecież wtedy trzeba było mieć oparcie w prawie. Jakie ono było, to było, ale zawsze było prawem pisanym, które należało przestrzegać. Szczególne znaczenie w tej wizycie miała obecność komendanta Adamskiego, bo był on stróżem prawa. W trójkę pojechaliśmy do Chmiela. Co okazało się? Faktycznie, powrócili dawni mieszkańcy, Bojkowie, którzy kiedyś w tych chałupach mieszkali. Szkoda nam było tych ludzi, bo w końcu widać było, że chcieliby tu pozostać. Twierdzili, że to jest ich dobytek, ich własność. Szczególnie awanturowały się kobiety, ale nie robiliśmy z tego jakichś większych historii. Było to dla na niezmiernie dziwne, że znaleźli się ci mieszkańcy, bo w tamtym czasie to była prawa strona Sanu. Po jakichś mało konkretnych rozmowach pozostawiliśmy ich tam, prosząc tylko, aby zaopiekowali się naszym majątkiem leśnym. Jednak trzeba było zgłosić ówczesnym władzom w Ustrzykach Dolnych, że ktoś tam przybył. Sprawa stanęła na tym, że skoro wrócili, to niech zostaną i niech sobie mieszkają. I tak wrócili autochtoni, którzy kiedyś tu mieszkali."
Fot. Małgorzata Różowicz Panorama na Połoniny z Otrytu
W drugie połowie lat 50. XX w. Chmiel był miejsce eksperymentalnego osadnictwa realizowanego przez Stowarzyszenie PAX skupiające "katolików społecznie postępowych". W owym okresie w tej części Bieszczadów pojawili się już leśnicy, którzy często jako pierwsi zagospodarowywali region spustoszony wysiedleniami. Pojawili się także górale wypasający tu swoje stada owiec sprowadzanych z Podhala oraz kilka rodzin autochtonicznych, które powróciły z wygnania. Ci ostatni nie byli mieszkańcami Chmiela przed akcja H-T, lecz pochodzili z najbliższych okolic i mimo iż byli bardzo źle traktowani przez władze to trzymali się ziemi przysłowiowymi pazurami. Wszyscy wybrali Chmiel z powodu żyzności tutejszych gleb, jest to jedno z nielicznych w Bieszczadach miejsc, gdzie występują żyzne mady. Krzysztof Potaczała "Bieszczady w PRL-u 2" rozdział "PAX i ziemia obiecana": "We wsi utworzono obejmujący czterysta hektarów PGR, ale z racji braku efektywności, jego historia była nader krótka. W 1959 roku Stowarzyszenie PAX oficjalnie rozpoczęło akcję osadniczą w Chmielu, zaś popoegerowskie grunty rozdzielono wkrótce między przybyszów. [...] Chmiel nie był jedyną miejscowością, w której planowano osadnictwo pod parasolem PAX-u, ale to właśnie z tą wsią wiązano w Bieszczadach największe nadzieje. Miała w końcu powstać wzorcowa spółdzielnia produkcyjna, toteż z Krakowskiego, Kieleckiego, Nowosądeckiego i kilku innych regionów ciągnęli i, którzy mieli stanowić jej zalążek - młodzi, silni, obiecujący. [...] W 1960 roku w Chmielu naliczono trzydziestu sześciu mieszkańców. Byłoby więcej, ale co innego deklaracje, a co innego codzienna walka o przetrwanie - pierwszej zimy uciekło kilku, w kolejną następni, i tak się towarzystwo wykruszało. W ich miejsce przyjeżdżali wprawdzie nowi, lecz przeważnie też długo nie wytrzymywali. - Tu trzeba było hartu ducha i choćby elementarnej wiedzy rolniczej, tymczasem pojawili się nierzadko tacy, którzy nie tylko nic o gospodarowaniu nie wiedzieli, ale nawet nie chciało im się dowiedzieć i pracować - złości się Kazimierczyk. - A Ukraińcy tylko się śmieli, że Polacy nie dają sobie rady... Andrzej Niesytto: - Niektórzy myśleli, że dostaną pożyczki , kupią zwierzęta, a ktoś za nich będzie je pasł i gnój wyrzucał. Na tym tle dochodziło do sporów między osadnikami. Bo jak uczciwy i pracowity widział, że kombinator i leń przejada, przepija państwowe pieniądze, to go szlag trafiał. Mnie samego trafił; co ja się natłumaczyłem, naprosiłem, nachodziłem... i nic forsa szła w błoto. Z tą forsą było tak: osadnik składał wniosek o pożyczkę do banku, a Stowarzyszenie PAX żyrowało. Na budowę domu, stodoły, obory; na zakup krów, owiec, koni. Niech się wieś rozwija i bogaci. Przeciętne roczne wynagrodzenie (według tabeli ZUS w 1959 roku) wynosiło nieco ponad siedemnaście tysięcy złotych, a Bank Spółdzielczy w Ustrzykach Dolnych dawał po trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt tysięcy. [...] Znaleźli się tacy co najpierw za te pożyczone pieniądze kupili krowy, a potem zaraz je zarznęli i do gara. A znowu jak zabrakło krów, to zaczęli zjadać paksowskie konie, które miały robić w polu i lesie. Po dwóch latach od rozpoczęcia rolniczego eksperymentu, w Chmielu nie został prawie nikt z pierwszych osadników. Najwięcej ludzi spakowało walizki już po półrocznym pobycie, reszta wkrótce potem. [...] "Socjalizacja wsi " w Bieszczadach okazała się więc totalną klapą [...] Z osiemnastu odważnych, którzy w 1959 roku przybyli do Chmiela, żyją nieliczni. Ci, do których udało się dotrzeć, uważają, że chociaż operacja pod hasłem "wzorcowa wieś rolnicza" nie wypaliła, to jednak również dzięki niej rozpoczęło się tak potrzebne Bieszczadom ponowne zasiedlenie. [...]"
Fot. Ewelin Lewald
We wsi znajduje się drewniana dawna cerkiew parafialna pw. św. Mikołaja, która powstała w latach 1904-1906 z inicjatywy proboszcza Iwana Zająca. Konsekrowana w 1907 r. jest przykładem tzw. stylu narodowoukraińskiego. Polecam dwutomowy "Leksykon drewnianej architektury sakralnej Podkarpacia" wydany przez Carpathie. Mały fragmencik o cerkwi w Chmielu :"Architektura Budowla orientowana, trójdzielna, jednokopułowa, z opasaniem na rysiach. Podmurowanie kamienne, podwaliny dębowe. Ściany konstrukcji zrębowej z drewna iglastego, zamki w węgłach na jaskółczy ogon. Sanktuarium zamknięte trójbocznie z parą prostokątnych pastoforiów - zakrystii. Babiniec prostokątny. Poprzez poszerzenie korpusu nawy plan świątyni ma charakter krzyżowy, co dodatkowo wzmacnia układ kalenicowy dachów nad głównymi elementami cerkwi (kalenice i okapy na tej samej wysokości. Powyżej kalenic, nad centralną częścią nawy, wysoki tambur, na nim ośmiopołaciowa, podcięta kopuła zwieńczona baniastą sygnaturką. Podobne sygnaturki w szczytach dachów sanktuarium i babińca. Połacie dachowe kryte blachą. W sanktuarium strop z fasetą; w nawie i babińcu sklepienie żaglaste. Wewnątrz nadwieszony chór śpiewaczy. Zakrystie pod opasaniem. Ściany zewnętrzne oszalowane pionowo deskami."
Fot. Ewa Dudzińska-Szybowska
Co ciekawe w Chmielu zachowano wezwanie świątyni. Taka ciągłość wyzwania należy do rzadkości. Obecny rzymskokatolicki kościół filialny parafii w Dwerniku jest pod wezwaniem św. Mikołaja. Św. Mikołaj to najpotężniejszy święty w naszym regionie. O jego znaczeniu świadczy m.in. miejsce jego ikony w ikonostasie. U nas znajduje się w rzędzie ikon namiestnych, to miejsce zaszczytne przeznaczone dla ikony najbardziej czczonego świętego w danej okolicy. Ikony św. Mikołaja są szczególne, oddawano im część jako cudownym ikonom. Bardzo fajny jest artykuł Urszuli Janickiej-Krzywdy "Święty Mikołaj Cudotwórca" tak go nazywano na Rusi (często był utożsamiany z Panem Bogiem) zamieszczony w roczniku "Magury'05". "Istniał tu ciekawy zwyczaj, być może o pogańskim rodowodzie, umieszczania w dłoniach osób zmarłych listu - zaświadczenia, adresowanego do świętego Mikołaja, z oznajmieniem, że zmarły był prawowitym chrześcijaninem. Wielu badaczy uważa, że kult św. Mikołaja na Rusi zajął miejsce kultu miejscowych bóstw pogańskich, między innymi Wołosa - opiekuna urodzaju, płodności, zwierząt hodowlanych, pszczół. "
Fot. Ewa Dudzińska-Szybowska
Obok cerkwi jest współczesna dzwonnica stojąca w miejscu rozebranej w latach 70. XX w. dzwonnicy z XVII w. Wisi na niej cerkiewny dzwon z napisem "Seło Ruskie R.B. 1932". Pierwotnie znajdował się w położonej na drugim brzegu Sanu wsi Ruskie. To jedna z nielicznych pamiątek po tamtejszej cerkwi zniszczonej po 1945 r. Wokół dawnej cerkwi jest położony przycerkiewny cmentarz z kilkoma nagrobkami z przełomu XIX i XX w. oraz słynna płyta nagrobna o której piszę poniżej. Naszą uwagę zwracają dwa nagrobki: ks. Feliksa Dołżyckiego i właściciela ziemskiego Emila Ricci. W Lutowiskach, Chmielu, koło Bystrego były kręcone sceny do znanego serialu i filmu "Pan Wołodyjowski". Bieszczady długo żyły tym wydarzeniem, do tej pory wspominamy o Chreptiowie i Raszkowie, gdy przejeżdżamy terenem gminy Lutowiska. Tak o tym pisze pan Wojomir Wojciechowski w swoich wspomnieniach "Czar Bieszczadów Wspomnienia Woja": "Sceny pożaru Raszkowa z filmu "Pan Wołodyjowski" zostały nakręcone w miejscowości położonej na prawym brzegu Sanu w odległości 15 km od Lutowisk. Jest tam piękna cerkiewka, która pasowała do inscenizacji sienkiewiczowskiego Raszkowa i do scenariusza filmu. Została dostosowana jedynie przez pomalowanie dachu na gont. Wykonane zostały także atrapy przednich ścian chałup krytych słomą, okna z belek i wielki majdan z żerdzi i pali. Byłem przy nakręceniu sceny pożaru "naszego" Raszkowa. Zrobiło to na mnie wielkie wrażenie. Sam moment kręconej sceny przeżyłem tak, że aż włosy zjeżyły mi się na głowie. To było niesamowite! Wpadają Tatarzy, ludność ucieka, tu się nagle zapalają dachy, pali się również cerkiew, biegną gęsi, kaczki, kogoś wloką za nogi..."
Fot. Ewa Dudzińska-Szybowska
Tak o tej sytuacji pisze zawodowy historyk Olga Kurzynoga w artykule "Utracone dobra kultury w Bieszczadach w latach 1944-1989 (zarys problemu)" zawartych w trudnej już do kupienia, bardzo interesującej książce "Bieszczady w Polsce Ludowej 1944-1989" wydanej przez IPN Oddział w Rzeszowie. "Trudny czas dla byłych cerkwi greckokatolickich nastał po 1968 r. Kryzys polityczny w Polsce spowodował, że aparat administracyjny na nowo wzniecił walkę z ruskim dziedzictwem kulturowym. Wymowny w skutkach miał być pożar zabytkowej cerkwi w Chmielu. Zawiadomienie o tej sprawie przesłała 16 stycznia 1968 r. do Prezydium WRN i WKZ w Rzeszowie Maria Ziębińska, powiatowy konserwator zabytków na powiat ustrzycki. W dokumencie zawarto pytanie, czy zabytek jest ubezpieczony od ognia i na jaką kwotę. Według opinii konserwatora PPRN w Ustrzykach Dolnych drewniana cerkiew miała spłonąć w aranżowanym na potrzeby filmu "Pan Wołodyjowski" pożarze Raszkowa,zlokalizowanego w Chmielu. Interwencja służb konserwatorskich była jednak skuteczna i świątynia ocalała, mimo że według Barbary Tondos ówczesny wojewódzki konserwator zabytków w Rzeszowie Jan Górak dał przyzwolenie na jej unicestwienie. Aby uzasadnić konieczność ocalenia obiektu, przekazano go na magazyn sprzętu przeciwpożarowego Ochotniczej Straży Pożarnej w Chmielu."
Fot. Ryszard Kuś
Dawna cerkiew została przekazana w 1969 r. kościołowi. Starania o to czynił wyjątkowy kapłan Ignacy Tokarczuk, jeden z najbardziej zwalczanych duchownych przez aparat represji PRL-u. Zarzucano mu, aby osłabić jego pozycję w Kościele i wśród wiernych to, że pochodzi z ukraińskiej rodziny. Jednym z argumentów przemawiających za rzekomym ukraińskim pochodzeniem miała być dbałość o spuściznę po Rusinach. Wątpię aby chodziło o ratowanie zabytków. Biskupowi bardziej zależało na tym, aby została rozwinięta sieć parafii i dostosowana do potrzeb wiernych. Budowa nowych kościołów budziła opór władz, przeważnie podania nie były aprobowane. Jedynym dobrym rozwiązaniem było przyjecie niszczejących zastraszającym tempie cerkwi. Inne wyjaśnienie pada wydanej przez IPN książce "Aparat bezpieczeństwa wobec kurii biskupich w Polsce": "Pytanie o wyjaśnienie tej kwestii (co ma odpowiadać ludziom) zadał bp. Tokarczukowi ks. Feliks Schuchard z Hoczwi 24 kwietnia 1969 r. w czasie kongregacji dekanalnej w Średniej Wsi. Biskup odpowiedział, że dba o cerkwie "dlatego, że chce spolszczyć mniejszość [grekokatolicką] i związać ją z kościołem rzymokatolickim... [...]"
Fot. Ryszard Kuś
Najcenniejszym zabytkiem w Chmielu jest niewątpliwie płyta nagrobna. Jeszcze na kursie przewodnickim mówiono nam iż jest to płyta związana z władyką Hieronimem Ustrzyckim. Dopiero w 2004 r. udało się odczytać inskrypcję. Tak o tym piszą Maciej Augustyn, Jarosław Giemza w artykule "Kamienna płyta nagrobna Fieronii z Dubrawskich Orlickiej..." umieszczona w 12 numerze rocznika "Bieszczad". "[...] Wykonany został z piaskowca jako prostokątna płyta o wymiarach 180 x 84 cm. Jej wewnętrzne pole ujęte jest prostą, podwójną bordiurą o wydatnym reliefie. [...] Prostota opracowania formalnego nagrobka oraz wyraźne niedoskonałości w zakresie plastycznego kształtowania sugerują, że powstał on w lokalnym warsztacie. [...] Pełna inskrypcja upamiętniająca zmarłą głosi: Roku Bożego 144, miesiąca lipca, dnia 17/ Tu leży szlachetna urodzona Pani Feronia rodzona córka Pana Ewstafija Dubrawskoho a małżonka Pana Ioanna Orlikoho/ Spoczywa tu w wierze, czeka daru, którym darem obiecane w niebie Królestwo."
Fot. Ewa Dudzińska-Szybowska
Posty z naszej grupy facebookowej Bieszczady O płycie opowiada Szymon Modrzejewski Płytą Fieronii Orlickiej zajmowaliśmy się najpierw w 1988 roku - w czasach akcji Nadsanie - była już bardzo głęboko w ziemi, wyjęliśmy ją z ziemi, wyczyściliśmy i ułożyliśmy na kamieniach nie przemieszczając jej. Później jeden z gospodarzy z Chmiela zrobił za naszą namową mały zdejmowany, dwuspadowy dach, żeby lepiej ten unikatowy nagrobek chronić, a ściśle coraz mniej czytelną inskrypcję. Na początku lat 90-tych zaczęliśmy pisać do konserwatora w sprawie podjęcia działań stricte konserwatorskich, bez odzewu. Płyta trafiła pod okap cerkwi, czego byliśmy przeciwnikami, bo nagrobek ma stać na grobie! tylko wtedy jest de facto nagrobkiem! Niemniej na sam stan zachowania ta translokacja miała dobry wpływ, ale... są rzeczy ważne i ważniejsze i mimo, że w latach 90-tych dwukrotnie płytę odgrzybialiśmy i czyściliśmy, to koniec końców, głównie dzięki Jerzemu "Baryle" Nowakowskiemu udało się umieścić płytę we właściwszym miejscu (mam obawę, że nie jest dokładnie w miejscu, w którym leżała). Inaczej też miało wyglądać zadaszenie, miało być kopią starej dzwonnicy. Szkoda, że nie stało kasy i uporu, ale i tak jest nieźle. Konserwacja samego nagrobka została wykonana pod okiem dr Janusza Smazy, jednego z najlepszych polskich konserwatorów rzeźby kamiennej i elementów architektury. Innymi słowy w tej chwili nie jest to nagrobek, a intencja znaczących pochówek poszła w... ehh
Panie Szymonie czy mogę zacytować Pańskie słowa w prezentacji? Te o perypetiach z płytą?
Fot. Ewa Dudzińska-Szybowska
Fot. Jernej Prosienecky
Opracowanie Lucyna Beata Pściuk przewodnik górski, pilot wycieczek 502 320 069 Polecam nasze usługi przewodnickie - cena od 250 zł netto, od 350 brutto faktura VAT. Programy wycieczki przygotowuję indywidualnie dla każdej grupy dostosowując je do możliwości finansowych i zainteresowań grupy. Proszę o kontakt telefoniczny 502 320 069 Bieszczady i okolice oferują dla grup zorganizowanych multum atrakcji, wśród nich są: wycieczki górskie, wycieczki po ścieżkach dydaktycznych, spacery po górskich dolinach, miejscach cennych przyrodniczo, wycieczki rowerowe, spływy kajakowe i na pontonach, jazda konna pod okiem instruktora, bryczki, wozy traperskie, prelekcje, pokazy filmów przyrodniczych, diaporam, warsztaty przyrodnicze, warsztaty kulturowe, warsztaty fotografii przyrodniczej, pokazy ptaków drapieżnych, wizyty w wielu ciekawych miejscach np. hangary na szybowisku w Bezmiechowej, bacówkach z serami Bacówka Nikosa 504 750 254, zwiedzanie muzeów, galerii, cerkwi i dawnych cerkwi, ruin, "zaliczanie" punktów widokowych, nawiedzanie sanktuariów, izby pamięci prymasa Wyszyńskiego, spacer po udostępnionych turystycznie rezerwatach, rejsy statkiem po Jeziorze Solińskim, żaglowanie po Jeziorze Solińskim spotkania z naukowcami, ludźmi kultury, artystami itd. np. przy ognisku, zakup ziół i przypraw u Adama (Numer telefonu do Adama 723 652 669, towar można zamówić drogą pocztową.) itp. Koszt obiadu to w przypadku grup młodzieżowych jest od 15 zł do 25 zł. W tym roku mamy bardzo rozwiniętą ofertę edukacyjną na którą składają się warsztaty i prelekcje: kulturowe, przyrodnicze, związane ze starymi rzemiosłami, fotografii przyrodniczej itd. Cena od 800 zł/grupa warsztaty przyrodniczo-fotograficzne, od 12 zł/os warsztaty pieczenia chleba i proziaków, robienia masła i smażenie konfitur. Fot. Robert Mosoń San
Polecam Park Krajobrazowy Doliny Sanu http://www.grupabieszczady.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=178&Itemid=191 Bieszczadzkie żubry http://www.grupabieszczady.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=194&Itemid=201
Fot. Ewa Dudzińska-Szybowska Chmiel
.........................
.....................
.......................
....................................
...............................
..........................
.............................
.....................
|